top of page

Chcenie

 

Jest takie przysłowie "Dla chcącego nic trudnego", moja mama często je powtarzała, aż stało się dla mnie ważne. Obserwuję wielką bezsilność dookoła, także swoją, wobec najróżniejszych zwyczajnych sytuacji i zastanawia mnie brak ducha walki jaki dotyka ludzi naszych czasów. Łatwo się poddajemy, łatwo ulegamy zwątpieniu, brak nam wiary w siebie. Dlaczego tak jest? Dlaczego boimy się działać? - To pytanie nurtuje mnie od dawna.
Myślę od tygodni by wybrać się na długi samotny spacer po lesie, czuję, że całą sobą potrzebuję ożywczej leśnej terapii, jednak mimo tego wrażenia, nie wybieram się na tę wycieczkę, znajdując coraz to nowe powody, a to deszcz, a to błoto, a to inne "istotne" zajęcia, by nie udać się do lasu. Z drugiej strony wiem, że gdybym naprawdę pragnęła tam pójść, dawno bym to zrobiła. Może nie dość gorąco pragnę? Może chcenie także ma swoją gradację? Czy sama chęć nie jest wystraczającą motywacją?
Mam daleko stąd kogoś za kim tęsknię ogromnie, lecz mimo tej tęsknoty nie wsiadam w pociąg, nie jadę by spędzić z nim choćby kilka godzin. Gdybym była młodsza... gdybym nie miała tu swoich obowiązków - tłumaczę się sama przed sobą. Kiedyś w podobnej sytuacji nie byłoby siły, która by mnie powstrzymała przed tym wyjazdem. Chyba się starzeję, przyszło mi przez myśl. Obrosłam przedmiotami, zajęciami, zobowiązaniami... wszystko to jak balasty przytrzymuje mnie w domu. Stałam się jak Wiercipiętek przywiązany do każdego przedmiotu , zatem nie jadę, nie idę na spacer do lasu, nie wyruszam na Kaszuby do ulubionej leśniczówki. Jak to jest, że dwadzieścia lat temu te rzeczy nie stanowiły przeszkody, a teraz mnie unieruchamiają? Może wygasło we mnie jakieś źródło energii? Czy tylko ja tak mam?
Urzeka mnie spontaniczność młodości, beztroska, która pozwala realizować swoje marzenia, bez obaw sięgać po rzeczy z pozoru niemożliwe, czy bardzo trudne. Czasami boję się, że ją utraciłam, że podarłam swoje delikatne skrzydła. W czasach w których zwyczajną wizytę u znajomych z drugiej strony ulicy trzeba umówić wcześniej telefonicznie niezapowiedziany gość jest natrętem i kłopotem. Żyjemy jakby daleko od siebie, rozbudowując swoje królestwa odgrodzone murami od innych równie zamkniętych królestw. Choć konwenanse i zewnętrzne czynniki, namnażające się z każdym przeżytym rokiem wydają się hamować tempo doświadczania nowych wrażeń, czuję, że chciałabym znowu poczuć tą prostą prawdę, że vouloir c'est pouvoir i bez zastanowienia wpaść w środku tygodnia do dawno niewidzianego przyjaciela, bez lęku. Albo wyruszyć gdzieś spontanicznie, choćby pojechać o 3ej w nocy na plażę, by w świetle księżyca tańczyć i śpiewać.
"Wsiąść do pociągu byle jakiego...", iść za głosem serca, za porywem duszy, a gruboskórne argumenty rozumu zamknąć w szafce kuchennej, niech sobie tam dojrzewają.
Odkryłam ostatnio młoda wokalistkę jazzową z Francji - Zaz, w swojej piosence śpiewa:
"Mam dość waszych dobrych manier,
to za dużo dla mnie!
Ja jem rękami
i taka właśnie jestem!
Mówię otwarcie i jestem szczera
wybaczcie mi!
Ja chcę miłości, radości, dobrego humoru,
to nie wasze pieniądze uczynią mnie szczęśliwą,
chcę umrzeć z ręką na sercu

idźmy razem, odkrywajmy mą wolność,
zapomnijcie więc wszystkie wasze frazesy,
witajcie w mej rzeczywistości!"
Postanowiłam, że na początek roku 2014 udowodnię sobie, że "chcieć to móc". Nauczę się działać, bez strachu i czerpać z tego siłę. Goethe napisał wszakże:
"Cokolwiek zamierzasz zrobić, o czymkolwiek marzysz, zacznij działać. Śmiałość zawiera w sobie geniusz, siłę i magię".

 

 

 

 

bottom of page